Lot do Meksyku umiliły nam współczesne media. Przeczytaliśmy mnóstwo artykułów o rosnącej przestępczości, fali porwań i brutalnych morderstw w Meksyku. Jesteśmy od paru dni w stanie Morelos w mieście Cuernavaca i oprócz wszechobecnej policji w centralnych punktach miasta życie toczy się tu jak najbardziej normalnie. Ciężko mi sobie wyobrazić, że miasto to mogłoby być miejscem brutalnych starć narkotykowych band, porwań i zbiorowych mordów.
Jak minął nam lot do Meksyku
Lot minął nam spokojnie. Jedyny problem sprawił nam check-in w Berlinie. Nadgorliwy pan (a propos Polak), skrupulatnie zważył nam nasze bagaże i nie chciał przymknąć oka na 1,5 kilo nadbagażu. Z uporem maniaka powtarzał, że jest odpowiedzialny za BHP i dozwolone jest 23 kilo na każdą walizkę. A on sam może jak straci pracę, to będzie może musiał wkrótce przerzucać bagaże i nie chciałby się przedźwigać na za ciężkich walizkach! 1,5 kilo nadbagażu miało nas kosztować dodatkowe 100 euro za każdą walizkę, więc woleliśmy przepakować nadbagaż do bagażu podręcznego. Po moim ziomku spodziewałabym się raczej więcej tolerancji!
Przesiadkę mieliśmy w Paryżu. Lotnisko Charles de Gaulle jest ogromne i beznadziejne. Musieliśmy przejść na inny terminal i ponownie poddać się kontroli paszportowej i bezpieczeństwa. Paszport i bilet miałam sprawdzany przynajmniej pięć razy. Dla Francuzów nie ma innego języka na świecie jak francuski, więc na przekór odpowiadałam im po polsku! I jakoś się dogadaliśmy.
Kiedy to samolot podchodził do lądowania w Ciudad de Mexico – stolicy kraju i jednej z największych metropolii świata, ziemia i niebo zalało się morzem świateł. Z lotu ptaka wydaje się, że to miasto nie ma końca.
Kontrola na lotnisku
Meksykanie wydają się być bardzo przyjaźni turystom i nie sprawili mi żadnych problemów przy wjeździe do kraju. Nikt mnie nie pytał, ile mam pieniędzy, w jakim celu przyjeżdżam do Meksyku i czy mam jakieś środki spożywcze, których wwożenie jest zabronione. Po opuszczeniu samolotu wszyscy pasażerowie muszą udać się, z wypełnionym formularzem migracyjnym FMM, do stanowiska migracyjnego. Miła pani ze służb migracyjnych, po sprawdzeniu w tabeli, ile przysługuje mi dni pobytu w Meksyku, bez żadnych dodatkowych pytań, wbiła pieczątkę do mojego paszportu i ostemplowała formularz FMM, z pobytem na 180 dni. Odcinek formularza należy zachować i oddać w momencie wyjazdu z Meksyku.
Kontrola celna wygląda tak, że każdy pasażer po odebraniu bagażu, wciska przed opuszczeniem strefy lotniskowej duży, srebrny przycisk i jeśli zapali się zielone światełko, to mamy szczęście i przechodzimy bez kontroli. Jeśli zapali się czerwone, trzeba otworzyć walizkę, która przeszukana będzie przez urzędnika w białych rękawiczkach. Mieliśmy szczęście i przeszliśmy na zielonym.
Pierwsze wrażenia z Meksyku? Lekki chaos, sympatyczni ludzie, tacos i Matka Boża z Guadalupe na każdym rogu i bardzo, bardzo tanio. Po latach, spędzonych w świetnie zorganizowanych Niemczech, gdzie na wszystko jest reguła, a na każdym kroku spotyka się tabliczkę, co jest zabronione, chaos w Meksyku sprawia podwójną radość! Ale o szczegółach życia w Meksyku napiszę następnym razem. Już niedługo tutaj na blogu…
Spodobał ci się mój wpis? Pragniesz odbyć podobną podróż i masz jakieś pytania? Skomentuj poniżej, podziel się nim z innymi, albo napisz do mnie maila.
Podróżniczka i autorka e-booków, miłośniczka Karkonoszy, kultury meksykańskiej oraz natury. Uwielbia samodzielnie planować podróże. W jej repertuarze znajduje się 15-miesięczna wyprawa po Ameryce Północnej i Południowej, podróż dookoła Skandynawii oraz liczne road tripy kamperem po Szwecji, Norwegii, Australii i Kanadzie.
Media jak zwykle sieja propagande, ale nie zaszkodzi byc ostroznym. Trzymajcie sie
No to się rozminęłyśmy… życzę miłego buszowania po Berlinie. Jak masz pytania, co do Berlina, to pisz. Mieszkałam tam dwa lata 🙂
Ech Meksyk, fajnie…
A ja już za parę dni na Majorkę przez Berlin, gdzie spędzę dzień. Zamierzam trochę pobuszować po stolicy Niemiec 🙂